Nie mogłam się do nich przekonać. Jestem czekoladoholiczką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie przemawiają więc do mnie zdrowe przekąski, a tym bardziej przekonywanie mnie do odstawienia czekolady. Zrobiłam je pierwszy raz w ramach prezentu. Stres był ogromny - wyjdą, nie wyjdą, wyjdą? A wierzcie mi, że wiele od nich zależało. I wyszły.
Wyszły takie, że połowę zjadłam sama a nie jestem osobą, która oszczędza na kaloriach w codziennym życiu. Robione intuicyjnie, cudowne batoniki musli. Nie trzeba poświęcać im wiele czasu, ale za to koniecznie ukryjcie je porządnie przed współlokatorami. Zjedzą Wam wszystkie zanim się obrócicie. Można je dowolnie modyfikować - dodać więcej żurawiny albo odjąć rodzynek. Za każdym razem wyjdą inne. To jest w nich najlepsze! Ostrzegam, uzależniają!
SKŁADNIKI:
Na ok. 20 batoników przeciętnej wielkości
- 200 g płatków owsianych
- 200 g płatków żytnich
- 100 g rodzynek
- 200 g suszonej żurawiny
- 150 g moreli suszonych
- 50 g wiórków kokosowych
- 20 g płatków migdałowych
- 100 g daktyli
-150 g masła
- 1/2 szklanki cukru (najlepiej ciemnego)
- 150 g miodu
PRZYGOTOWANIE:
W sporym garnku rozpuszczam masło. Dodaję miód i cukier, wszystko mieszam i gotuję na małym ogniu aż konsystencją będzie przypominało syrop. Lejące się, ale nie za rzadkie. W czasie gdy mieszanka w garnku gęstnieje, ja kroję żurawinę, morele i płatki migdałowe na mniejsze kawałki. Nie musicie tego robić, ale moim zdaniem dzięki temu batoniki są jeszcze smaczniejsze.
Teraz wszystkie pozostałe składniki (zarówno płatki jak i bakalie) wrzucam do garnka i od razu zaczynam mieszać, bo całość szybko zgęstnieje. Masę wykładam na płasko do silikonowej formy (ja użyłam takiej do babeczek), ale możecie użyć też zwykłej blachy tylko trzeba ją wtedy wyłożyć papierem do pieczenia. Piekę przez 10 minut w 170ºC, aż batoniki zaczną się rumienić.
Pieczone w zwykłej blasze najlepiej od razu pokroić na prostokąty, w silikonowej lepiej zostawić do wystygnięcia i dopiero podzielić. Nie wiem jak długo utrzymują się świeże, ale na pewno przez dwa tygodnie nie straciły ani trochę na jakości. Trzymałam je w suchym miejscu, bez przykrycia, przedzielone papierem śniadaniowym, bo lubią się sklejać.
Smacznego!
PS. Przeraził mnie stan garnka po całej akcji! Był oblepiony płatkami i miodem, nic nie chciało odchodzić. Rada ode mnie jest taka, żeby zalać resztki pozostałe na ściankach wodą i zagotować. Odchodziło pięknie, a moje załamanie minęło tak szybko jak przyszło :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz