Daleko
mi do wegetariańskiego stylu życia a tym bardziej do wegetariańskiego
stylu żywienia. Nie ukrywam, że lubię mięso i zarówno gotuję, jak i jem
je z przyjemnością. Czasem jednak dostaję zamówienia specjalne. Po kilku
tygodniach przemyśleń spełniam nietypową prośbę. Dzisiaj kuchnia wydała
- pomidorowy pasztet sojowy bez pieczenia.
Taki wynalazek możecie kupić
w każdym większym sklepie, cena jednak potrafi zwalić z nóg 3-5 zł/100
g. Mój przepis wymaga trochę cierpliwości, ale jest banalny i uda się
każdemu. Oczywiście każdemu kto z jakiegoś powodu postanowił ograniczyć
mięso w swoim życiu. Po spróbowaniu stwierdzam, że można zjeść jako
pastę kanapkową raz na jakiś czas, ale nie dam się przekonać, że białko
soi może zastąpić białko zwierzęce. Smaku prawdziwego pasztetu też nie
da się podrobić.
SKŁADNIKI:
na zapełnienie słoików o łącznej pojemności ok. 750 ml
- 250 g soi
- 3 łyżki koncentratu pomidorowego
- 2 duże marchewki
- przyprawy: dwa liście laurowe, ziele angielskie (ok. 5 kuleczek), łyżka tymianku, łyżka majeranku, łyżeczka curry, czosnku, pieprzu i słodkiej papryki (lub ostrej jeśli pasztet ma być pikantny).
- 2-3 łyżki oleju lub oliwy z oliwek
PRZYGOTOWANIE: Soję najpierw moczę przez noc w dużej ilości wody. Najlepiej zrobić to w garnku, żeby nie brudzić nadmiaru naczyń. Na drugi dzień garnek stawiamy na gazie (chyba dalej się tak mówi, mimo że pół kraju ma płyty elektryczne?) i zaczynamy najżmudniejszy proces czyli gotowanie soi. Wody nie solimy! Dodajemy za to część przypraw: tymianek, majeranek, ziele angielskie, liście laurowy i pieprz. W sumie potrwa to około dwóch godzin, ale kiedy minie pierwsza dorzucam obraną marchewkę. Kiedy soja zmięknie wyciągam liście laurowe i całość odcedzam. Teraz w garnku zostały mi już tylko przyprawy, soja i marchewka. Dodaję koncentrat pomidorowy, olej i pozostałe przyprawy (curry, czosnek, słodką paprykę). Wszystko razem miksuję blenderem aż powstanie gładka masa. Jeśli mieszanka jest zbyt sucha i trudno ją rozdrobnić można dodać jeszcze trochę oleju, na pewno będzie wtedy miksowała się łatwiej.
Możecie spokojnie przechowywać ten oszukany pasztet w lodówce przynajmniej przez kilka dni.
Smacznego!
SKŁADNIKI:
na zapełnienie słoików o łącznej pojemności ok. 750 ml
- 250 g soi
- 3 łyżki koncentratu pomidorowego
- 2 duże marchewki
- przyprawy: dwa liście laurowe, ziele angielskie (ok. 5 kuleczek), łyżka tymianku, łyżka majeranku, łyżeczka curry, czosnku, pieprzu i słodkiej papryki (lub ostrej jeśli pasztet ma być pikantny).
- 2-3 łyżki oleju lub oliwy z oliwek
PRZYGOTOWANIE: Soję najpierw moczę przez noc w dużej ilości wody. Najlepiej zrobić to w garnku, żeby nie brudzić nadmiaru naczyń. Na drugi dzień garnek stawiamy na gazie (chyba dalej się tak mówi, mimo że pół kraju ma płyty elektryczne?) i zaczynamy najżmudniejszy proces czyli gotowanie soi. Wody nie solimy! Dodajemy za to część przypraw: tymianek, majeranek, ziele angielskie, liście laurowy i pieprz. W sumie potrwa to około dwóch godzin, ale kiedy minie pierwsza dorzucam obraną marchewkę. Kiedy soja zmięknie wyciągam liście laurowe i całość odcedzam. Teraz w garnku zostały mi już tylko przyprawy, soja i marchewka. Dodaję koncentrat pomidorowy, olej i pozostałe przyprawy (curry, czosnek, słodką paprykę). Wszystko razem miksuję blenderem aż powstanie gładka masa. Jeśli mieszanka jest zbyt sucha i trudno ją rozdrobnić można dodać jeszcze trochę oleju, na pewno będzie wtedy miksowała się łatwiej.
Możecie spokojnie przechowywać ten oszukany pasztet w lodówce przynajmniej przez kilka dni.
Smacznego!
polecam sobie przeczytać definicję pasztetu z wikipedii. Fakt, że pasztet powinien być pieczony, ale nie musi być zrobiony z ciała. Co do tego, że białko roślinne w pełni zastępuje białko zwierzęce.. cóż, są wyniki wieloletnich badań na poparcie, analizy naukowe i eksperymenty, więc to chyba jednak prawda a nie wymysł jakiegoś tajemniczego wegańskiego lobby ;) Sama pasta wygląda bardzo apetycznie, spisuję przepis do wypróbowania :)
OdpowiedzUsuńChodziło mi raczej o to, że w moim przypadku zamiana białka zwierzęcego na roślinne nie wchodzi w grę. Po prostu lubię mięso, ale jak widać próbuję eksperymentować też z bezmięsnymi przepisami :)
Usuń