Z czym kojarzą Wam się małopolskie produkty? Oscypek, obwarzanek... i oscypek... a no i karp może jeszcze! Niestety w świadomości wielu ludzi tak to właśnie wygląda :) Południe Polski obfituje jednak w regionalne wyroby i potrawy, o czym mógł przekonać się każdy, kto zajrzał na finał Małopolskiego Festiwalu Smaku.
Na tę pachnącą serem i miodem imprezę wybrałam się w niedzielę, było ok. 13 i chyba już tu popełniłam pierwszy strategiczny błąd. Gdy tylko wysiadłam na Placu Wolnica zobaczyłam tłum ludzi, który nie tylko kłębił się przy samych straganach, ale też między stojącymi w korku autami. Ludzie skakali przed maskami i nad kałużami - widać żołądki wygłodniałe i ani sekundy czekać już nie mogły.
Wtłoczona w falę spragnionych oscypków ludzi wylądowałam przed pierwszym straganem i właściwie przez dłuższą chwilę czułam się jak na szkolnej wycieczce. Zero swobody, bo tłum płynął własnym rytmem, a wyswobodzenie się z niego nie było takie proste. Oczywiście to żadna wina organizatorów, chwała im za to, że owy tłum przyciągnęli. Niestety ludzie, jak to mają w zwyczaju, chcieli się dopchać teraz, natychmiast i już. Oberwałam łokciem ze dwa razy, ale zaprawiona w boju postawiłam na technikę "przeczekam, bo mi się nie śpieszy" i w końcu złapałam własne tempo "zwiedzania" stoisk.
Mam wrażenie, że najwięcej było oscypków i miodów. Przyciągnął mnie producent, który obok słoików postawił żywe pszczoły - oczywiście za szkłem. Jak się zaraz okazało, uwijające się owady były atrakcją nie tylko dla mnie, ludzie chętnie zaglądali do tego wystawcy, a kolejka nie zmniejszała się ani na chwilę :) Spory wybór czekał też na amatorów wędlin, wyrobów mięsnych i pieczywa. Był zatorski karp, były wody mineralne, fasola, obwarzanki, jabłka i pstrąg. Ja nie mogłam się oprzeć kromce ze smalcem (2 zł), rewelacyjnym tłoczonym sokom - wypiłam kilka kubków jabłkowo-gruszkowego z Witaminowej Tłoczni (2 zł), oscypkom (1,50 zł za te najmniejsze, 8-15 zł za gałki i ok. 20-40 zł te największe stożkowe), krzeszowickim lodom (1,50 zł/gałkę i pierogom, na których odrobinę się zawiodłam (1-2 zł/szt.).
Od pracowni garmażeryjnej Sekret Smaku kupiłam pierogi ukraińskie (boczek, ziemniaki), mazurskie (kasza) i pomidorowe (ziemniaki i pomidor, barwione na pomarańczowo). Kolejka zdawała się ciągnąć w nieskończoność, ale była sprawnie rozładowywana przez obsługę stoiska. Pierogi zabrałam na wynos, więc chwała sprzedawcom za plastikowe, w miarę sztywne opakowania. Mazurskie smakowały praktycznie tylko kaszą, nie były szczególnie przyprawione, ale nie mogę powiedzieć, że nie dobre. Po prostu bez szału. Pomidorowe przykuły moją uwagę ze względu na kolor, ale nie miały zbyt wiele nadzienia, a pomidory też z nich nie wystawały ;) Za to mazurskie... mazurskie trafiły w mój gust. Boczek i ziemniaki były świetnie przyprawione. Żałuję, że tych ostatnich wzięłam tak mało.
Napaliłam się też na pierogi z baraniną (2 zł/szt.), które mignęły mi na jednym ze stoisk. Obeszłam potem cały festiwal jeszcze trzy razy i drugi raz ich nie znalazłam. Musiałam więc obejść się smakiem. Odpuściłam sobie za to pierogi suskie (1,5 zł/szt.) ze śliwką suską i orzechami, bo jakoś mi to nie leżało. Mama do dziś nie może mi wybaczyć, że jej ich nie przywiozłam.
Pochwała należy się też dla właściciela stoiska z baranem. Pieczony w całości ogromny baran przykuwał uwagę każdego, kto znalazł się w pobliżu. No dobra, jedna Pani była zdegustowana tym, że "jej dymi we włosy". Większość producentów dwoiło się i troiło, by zaprosić na swoje stoisko. Chętnie wdawali się w dyskusję o metodach i jakości produkcji, cierpliwie odpowiadali na pytania, a i o polityce parę słów dołożyli :) Cudownie wyglądały wszystkie Panie z Kół Gospodyń Wiejskich serwujące ciasta, ciasteczka i inne wypieki.
Zdziwiła mnie obecność stoiska z gotowymi sosami kanapkowymi i domowymi makaronami. Te pierwsze moim zdaniem, zupełnie zaprzeczają idei jedzenia regionalnego, świeżego i wysokiej jakości. Te drugie, choć wierzę że są robione z należytą starannością, po prostu jakoś mi między tymi oscypkami, chlebami i kiszoną kapustą nie pasowały.
A tego soku to bym jeszcze wypiła...
Oj tak było smacznie. Ja wybrałam się w sobotę bo ładna pogoda była, cieszę się z tego bo niedziela już nie była taka słoneczna :) Jak zawsze zaopatrzyłam się w kiszkę pewnej firmy, chociaż chętnie dokupiłabym miody bo było ich bardzo dużo w tym roku :) Co do obecności sosów zgadzam się w 100 % :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Monika z kolanomuchy.blogspot.com
Tych paczkowanych śledzi też się nie spodziewałam, ale powiedzmy, że to krakowska firma, więc niech już będzie... ;)
UsuńFakt, w sobotę pogoda była dużo lepsza, ale nie mogłam się wybrać. Deszcz próbował mnie przegonić, ale się nie dałam! :)
Też się ich nie spodziewałam i mieli bardzo skromniutkie stoisko, jednak śledzie całkiem fajne :) Zabrakło mi za to naturalnych win :(
UsuńChyba w ogóle nie było żadnego alkoholu, o ile dobrze widziałam :)
UsuńByła mało smaczna nalewka wiśniowa, z pestek po wiśniach chyba bo niesmaczna i fioletowa :)
OdpowiedzUsuńJa tylko mam cichą nadzieję, że te pierogi nie smakowały Ci tak bardzo jak moje...
OdpowiedzUsuńChyba Twojej babci! Ale wiadomo, babcia Ela robi najlepsze w tej części świata ;)
Usuń