Jesień rozkręca się już na dobre, studenci zjechali do Krakowa, miasto stanęło w korkach. Autobusy łapały dziś godzinne opóźnienia, wieczorem rozpadał się drobny, ale gęsty deszcz, a ja ubrałam buty za kostkę, choć wcale nie było tak zimno. Październik. Na amen.
Ale za to lato... o matko, córko i Ustko! Jakie to było lato. Tak bardzo leniwe, z kocykiem, niemieckimi słodyczami i jedzeniem na wynos. Mało gotowałam, ale dużo jadłam. Jeździłam motocyklem, samochodem, pociągiem, pływałam wpław i łódką, a nawet w jacuzzi zamoczyłam tyłek. Byłam na plaży, w górach, spałam w aucie i w hotelu, u znajomych, a niezbyt często w domu. Kurier zeżarł mi paczkę, a McDonald's zawiódł na całej linii. Wyjątkowo dużo nabiegałam się też w sukienkach i szpilkach, a pod łóżkiem Ktoś zostawił mi krówkę-ciągutkę.
Złapałam jakąś jazdę na dżem malinowy, który jem całymi kilogramami, wodę o smaku tropikalnym i serek łososiowy (który koło łososia to nawet nie stał). Po drodze przekręcił mi się też licznik na kolejny rok, a poza wiekiem rozpędu nabrał też widelcowy Instagram. Ufff... jeśli to wszystko nie zwolni tempa, to w marcu z kocykowego kokona wyjdę jako gruba dżdżownica, a nie piękny motyl ;)
A od mojej wyprawy do Kenii minęło już więcej niż pół roku. To znaczy, że zagrożenie malarią minęło i znów mogę oddać krew ;)
No, po prostu dobrze jest. Smacznie też.
A wśród letnich wpisów najchętniej czytaliście właśnie te:
Jakoś tak po przeczytaniu tego wpisu uświadomiłam sobie, że czytam Twojego bloga praktycznie od początków jego istnienia. Sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi miło! :)
UsuńSama nie wiem jak to możliwe, że zaraz stukną dwa lata...
Niemalże czuje się współautorką...Cudowne było to lato, a jakie smaczne!
OdpowiedzUsuń