Zakopane w trzy godziny cz.1


Znam Zakopane i jego okolice dosyć dobrze. Był taki czas, że bardzo dużo chodziłam po górach, a gdy z nich schodziłam trzeba było jeszcze gdzieś zjeść, gdzieś się zagrzać, a czasem i przenocować. Wiem, które miejsca omija już średnio rozsądny człowiek. Na pierwszym miejscu takiej listy są oczywiście Krupówki. Ale co, jeśli po prostu... musisz na nich zostać?

Ostatni wypad do Zakopca trafił mi się, jak ślepej kurze ziarno. Ktoś jechał coś załatwić, a mnie po prostu zabrał, żeby w potencjalnym, przedświątecznym korku na Zakopiance nie było zbyt nudno. Samochód zostawiliśmy przy Kościuszki, więc jeśli choć trochę znacie Zakopane to wiecie, że ta ulica przecina Krupówki mniej więcej w połowie. Nie wiedziałam, ile mam czasu dla siebie. To znaczy, że mój współtowarzysz mógł wrócić za godzinę, a mógł za pięć. Nie było więc mowy o jeżdżeniu na obrzeża miasta czy ruszaniu się dalej niż 15 minut drogi od auta.

Cel był prosty - chciałam coś zjeść, wypić grzańca albo gorącą czekolądę i zjeść jakiś dobry deser. Przy okazji zamierzałam zobaczyć, co teraz sprzedają górale turystom, a także dla współtowarzysza kupić 20 małych oscypków (choć wiadomo, że o tej porze roku można liczyć co najwyżej na "serki"). I wszystko to nadal w obrębie Krupówek. Zadanie godne "Nieustraszonych", ale w sam raz na kilka godzin. 

Najpierw postawiłam na rekonesans, czyli poszłam do bankomatu aż przy Gubałówce, rozglądając się po drodze i szukając miejsca na obiad. Zaczynało się już delikatnie ściemniać, więc i sklepikarze powoli zaczynają zbierać swoje skarby. Pognałam  szybko do mojej ulubionej zakopiańskiej atrakcji - małych puchatych kulek w kartonie. Białe pieski, które górale zawsze zachwalają w stylu: "Paaani weź Paniii, takie małe będą, w sam raz do Krakowa je zabrać. No co ja z nim zrobię, jak już się urodziły" rozczulają moje serce. Zmieniają się górale i pieski, a gadka ta sama od kilkudziesięciu lat. Kiedyś jednego wezmę. Obiecuję.

Trochę spanikowałam, bo w końcu obiecałam oscypki, ja przy pieskach, a plac pusztoszał. Znalazłam młodego chłopaka, który jeszcze grillował zakopiańskie serki, więc wzięłam jednego na próbę. Smakował całkiem nieźle, więc poprosiłam o dziesięć "zimnych" sztuk. Tylko dziesięć, bo zawsze kupuję takie rzeczy w kilku różnych miejscach, żeby porównać smak i zapamiętać, gdzie było lepiej. No i niestety w drodze do Krakowa, to właśnie te oscypki okazały się być najgorszymi z możliwych. Bardzo suche, nie do końca kształtne, ale chociaż tyle że śmierdziały tak jak powinny. Drugie dziesięć kupiłam już na Krupówkach, na wysokości słynnego kina 7D, od bardzo pomarszczonego górala w ciepłym kożuchu - tamte były o niebo lepsze. Pulchne, niezbyt suche i pachnące. W obu miejscach cena ta sama, czyli 1,50 zł/szt.

Ściemniło się i Krupówki nabrały trochę klimatu. W Krakowie było w ten dzień dobre 10 stopni, a w Zakopanym leżała już nieśmiała warstwa śniegu, mróz szczypał w policzki, a z knajp słychać było - na zmianę - góralskie kapele i kolędy. Ciemność rozświetłały świąteczne ozdoby, a wiatr urywał głowę. Przyszedł więc czas na jedzenie. 

Przeszłam Krupówki dwa razy w górę i w dół, żeby obejrzeć każdą otwartą knajpę. "Pokukałam", gdzie siedzi dużo ludzi. Poczytałam menu, jeśli było wystawione przed lokalem. Pewne były tylko dwa miejsca - Dobra Kasza Nasza, którą znam z Krakowa i McDonald's, który chociaż jest syfem, to jednak w każdym mieście serwuje to samo i za tyle samo. No, ale nie po to w deszczu gnaliśmy Zakopianką, żebym ja teraz zjadła Cheesburgera. Zaskoczyła mnie jednak spora liczba "steak house'ów" i "jedzenia na wagę" (3zł/100g). Do tego kilka włoskich knajp, kebabów i pizzerii. Łoj multi-kulti nam się robi. Chociaż przed chińczykiem Krupówki jeszcze się bronią... 

W górnej części Krupówek zauważyłam małą knajpkę "Mini Szałas". Pamiętam ją z niezłych, chociaż tradycyjnych śniadań w dobrej cenie (jajecznica na kiełbasie, herbata/kawa, pomidory, bułka, masło za 9 zł), ale obiadu nigdy tam nie jadłam. Reklama "zestawu obiadowego za 15 zł" gwarantowała chociaż tyle, że w środku dostanę kapustę zasmażaną - a wierzcie - bardzo mi się jej chciało. 




Niech mnie ręka boska broni, żeby kiedykolwiek postawić tam swoją stopę. Kiedy już weszłam okazało się, że wybór jest raczej skromny - pierogi, naleśniki, pierś z kurczaka i schabowy. Przy stolikach było jednak sporo ludzi, więc postanowiłam szałasowi dać szansę. Z zupami trochę lepiej, więc wzięłam kwaśnicę, która akurat o dziwo, była dobra. No cóż, skoro już wiedziałam, że będzie kapusta, to dobrałam ziemniaki i schaboszczaka. To był błąd. Ogromny błąd. Kapusta pyszna, ziemniaki świeże... ale kotlet? Dramat. Naprawdę - jadam w przydrożnych barach, zapuszczonych knajpach, na placach targowych i w studenckich domach. Kotlet przypominał podeszwę - tą z moich najbardziej znoszonych trampek. Nie mogłam tego nawet pokroić... Nie było też kogo opieprzyć, bo pracownica samoobsługowej knajpy nagle zapodziała się gdzieś na zapleczu. Zjadłam pół. Twarda jestem, jak ten kotlet. Dla pocieszenia mają dobre i tanie grzane piwo (6 zł, do wyboru korzenne lub rumowe). 

I tak właśnie, zamiast rydzy z patelni, moskoli albo chociaż porządnej sztuki mięsa, zjadłam najpopularniejszy polski obiad - tyle że w wersji twardej jak góralskie ciupagi. 

Jeśli więc chcecie zjeść w Zakopcu, to nie idźcie tą drogą. Zajrzyjcie lepiej do Baru Mlecznego (Krupówki 1). To tania, ale smacza alternatywa dla karczm. Pstrąg Górski (Krupówki 6a) powinien pasować tym, którzy gustują w rybach, jak sama nazwa wskazuje. Jeśli nie jesteście czasowo przywiązani do Krupówek, to wybierzcie Gospodę Kolibecką (ul. Przewodników Tatrzańskich 1).  

O deserze i góralskim asortymencie w następnym poście, ale tym razem obiecuję, na pewno będzie sympatyczniej... 



3 komentarze:

  1. Polecam knajpkę : U Marianny. Niesamowicie klimatyczna, Pan Rysio obsługuje z niesamowita sprawą i uśmiechem, Teściowa Rysia gotuje, córka pomaga...a co za tym idzie smak dań jak w domu, ilości solidne (po nartach na pobliskim stoku można najeść się do syta), a przede wszystkim tanio. Za obiad z dwóch dań zapłacimy średnio 20 zł. Warto odwiedzić:) mimo, ze kolejki są duże, to warto czekać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszam na mojego bloga na wpis o Zakopanem. Zachęcam do obserwacji bloga, polubienia fanpage oraz wymiany spostrzeżeń :)
    https://facebook.com/dowyprobowania
    http://dowyprobowania.blogspot.com
    Dolina Kościeliska, Fabryka Cukierków, Krupówki i inne... zapraszam!

    OdpowiedzUsuń

 

Popularne posty

Reklama

Podążaj za widelcem

Polecam

Durszlak.pl
Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów
Odszukaj.com - przepisy kulinarne